poniedziałek, 7 września 2009

18 Kryterium Kamionki - 06.09.2009 - RELACJA

Dnia 06.09.2009 roku odbyła się 18 edycja Kryterium Kamionki - 4 i ostatnia eliminacja Mistrzostw o Tytuł Mistrza Gór Sowich.

Jak opisałem w poprzedniej notce dzięki wsparciu sponsorów oraz znajomych wybrałem się na tę imprezę, żeby pierwszy raz móc "iść dzidą" po prawdziwym odcinku specjalnym!

Z Głogowa wyruszyłem w sobotę rano. Po spokojnej i nużącej jeździe, odwiedzeniu kilku znajomych załóg z Wałbrzycha dotarłem wreszcie do Walimia. Tam czekali na mnie chłopaki z grupy Walim Rajdowy, w tym mój pilot Mateusz Łuczak. Po szybkich oględzinach samochodu, otrzymaniu kilku cennych wskazówek od Waldemara i wprowadzeniu modyfikacji karoserii (zderzaka oraz maski) dla lepszego chłodzenia samochodu udałem się wraz z pilotem na zapoznanie z trasą, gdzie mieliśmy zrobić opis. Po dojechaniu na miejsce spieliśmy się pasami, założyliśmy kaski i ruszyliśmy. Jadąc powoli pod górę byłem pod wielkim wrażeniem odcinka i nie mogłem doczekać się niedzieli. Na szczycie spotkaliśmy kolejną załogę. Po drugim podjeździe zapoznawczym było nas już dość sporo :) 3 podjazd poszliśmy w miarę bezpiecznym ogniem i wtedy zauważyłem, że skrzynia którą posiadam jest za długa, a silnik trochę za słaby pod tak stromą górę. Jednak postanowiłem się tym nie przejmować - koniec końców to mój debiut i nie wynik się liczył. Stamtąd udaliśmy się do bankomatu, a następnie do domu, żeby porządnie wyspać się przed rajdem. W tym miejscu chciałem bardzo podziękować Waldiemu za załatwienie noclegu i przemiłej babci Waldiego za gościnę. Wstałem o 7 rano w niedzielę, sprawdziłem stan oleju, płynu hamulcowego, chłodniczego i wyruszyłem do Walimia po Mateusza, skąd pojechaliśmy do Kamionek.


Po dojechaniu na miejsce od razu można było wyczuć panującą tam atmosferę - wcześnie rano, zimno jak cholera, a wszyscy obecni (niektórzy po sobotniej nocy mniej obecni) z szerokimi uśmiechami i szykujący się do startu. Po opłaceniu wpisowego, wypiciu butelki TIGER-a (co widać na załączonym obrazku) wzięliśmy się za odgracanie wnętrza FerrCento. Po wywaleniu wszystkiego okazało się, że mamy trzy gaśnice po 1kg każda co według panujących przepisów jest zbyt mało. Więc rozpoczęliśmy poszukiwania gaśnicy. Z pomocą przyszło nam wiele załóg, jednak ostateczną decyzją było nieogołacanie konkurencji z gaśnic, a pożyczenie jednej, 5 kilogramowej od Łukasza Gniadka za co bardzo dziękujemy. Potem mocowanie wielkiej gaśnicy, bieganie i szukanie kolegi od BK, szybka kontrola samochodu, naklejeczka na szybkę i po największym stresie. Przyszedł czas na oczekiwanie na odprawę zawodników i start. W między czasie zjechało się tak wiele załóg, że nie było gdzie "wsadzić palca", nie mówiąc o zaparkowaniu samochodu. Jak się okazało w klasie przyszło nam walczyć ze sporą konkurencją - jeśli dobrze pamiętam to było 8 lub 9 załóg. Nie liczyłem na dobry wynik przy tak mocnej obsadzie. Ilość załóg w imprezie wynosiła 52 co było rekordem i suma sumarum zakończyło się 35 minutowym opóźnieniem. Po krótkich walkach ze zbyt głośnymi kolegami-rajdowcami Pan Andrzej Dobosz - komandor zawodów - wygłosił krótkie przemówienie, przydzielił numery startowe i rozpoczęły się starty. Startowaliśmy wg. klas pojemnościowych - od największej do najmniejszej. Mi przypadł numer 50 co uplasowało nas na końcu stawki startowej.


Po okolo półtorej godziny przyszedł czas na nas... Podjechaliśmy na start. Mateusz oddał kartę, 30 sekund. Napięcie okrutne, pomyślałem sobie, że nie wytrzymam tyle czasu. 10 sekund - wariuje. 5 sekund. Odliczam 5-4-3-2-1. Wystartowaliśmy. Pierwszy nawrót spokojnie. Dalej zobaczyłem kibiców, znajome twarze, robiłem co mogłem, żeby było fajnie. Za wczesne dohamowania, stresy przed przejściem niektórych zakrętów pełną bombą i amatorski opis z zaginionym zakrętem nie zaowocowały najlepszym czasem. Chciałem zejść poniżej 5 minut - nie udało się. Na szczycie zobaczyłem 5:08 i nie mogłem powiedzieć, żebym był zadowolony. Po spytaniu załogi startującej Fiatem 126p przed nami okazało się, że wykręcili 5:04. Trochę mnie to zdołowało, bo pomyślałem, że reszta stawki plasowała się podobnie i dostaliśmy niezłe baty. Chwila na fajkę, spokojny zjazd w dół odcinka w kolumnie i biegiem na czasy. Wbrew moim złym przeczuciom mieliśmy drugi czas :) z przewagą bodaj 4 sekund nad trzecią załogą. Szybka analiza gdzie i jakie błędy popełniłem. Jak słusznie zauważył Mati dwa z zakrętów opisane jako "Lewy Cztery" można było śmiało pojechać jako "Lewy Dno" - czyli z butem w podłodze. Szybka korekta opisu, chwila na przemyślenia i ogień dalej. Znów około półtorej godziny oczekiwania - myślałem, że stres mnie zje. Jednak doczekaliśmy się. Z poprawionym opisem i nastawieniem na poprawę podjechaliśmy na start, odliczanie i znów bomba. Tym razem było dużo lepiej i szybciej - poprawiliśmy się około 4 sekund co mnie bardzo ucieszyło, bo jak się okazało umocniliśmy się w ten sposób na drugiej pozycji. Strata do lidera w klasie wynosiła już o 8 sekund więcej, bo ich czas wynosił teraz 4:56 co dla mnie było nie osiągalne. ONBOARD tutaj: klik...

Znów procedura się powtórzyła. Zjazd w kolumnie, parkownie. Tym razem zrobiłem szybki przegląd i ku mojemu zdziwieniu w zbiorniczku płynu chłodniczego było pusto. Dolałem wody, poleciłem pilotowi zatankowanie drugiej butli w razie "W" i czekaliśmy na naszą kolej. Na tym przejeździe awarii uległy niestety 2 załogi z naszej klasy, co wyeliminowało ich z walki. Imprezę zakończyła też zaprzyjaźniona załoga - Łukasz Gniadek/Ewelina Willner. Wreszcie start, podjazd na pełnej bombie, wydawało się bardzo szybko. Na dojściu do nawrotu widzimy Marcina Nowaka, który miał awarię, jest OK, dohamowanie, za duże pobudzenie - prawie lądujemy w przydrożnym rowie. Strata czasowa dość spora. Tym samym tempem lecimy aż do mety. Czas lepszy od poprzedniego o 0,5s, co i tak nie było poprawieniem, bo wciąż 3 pierwsze cyfry wynosiły 5:04, ONBOARD TU klik.... Wiedzieliśmy już, że 2 w klasie jest na 100% i rajd ten możemy zaliczyć do udanych. Zjazd w dół, zbieranie gratów od znajomych i miła niespodzianka - koleżanka-kibicka Gniadego nie miała jak zabrać się do domu z racji przeciążenia ich wozu serwisowego (ciągneli rajdówkę) i nie musiałem sam wracać większość drogi do Głogowa :). Potem trochę gratulacji, dekoracja, pamiątkowe fociksy i dzidą do domu.

Podsumowując dawka adrenaliny i funu jaką mi zaaplikowano w ten weekend nie może równać się niczemu innemu. WIELKI SZACUNEK I BRAWA DLA PANA ANDRZEJA DOBOSZA ZA NAPRAWDE ŚWIETNĄ ORGANIZACJĘ TAK DUŻEJ IMPREZY ORAZ TAK TWARDE DZIAŁANIA PRZECIWKO POLSKIEMU ZWIĄZKOWI MATOŁÓW (PZM).

Jeszcze raz dziekuję mojemu pilotowi, ekipie Walim Rajdowy oraz moim sponsorom - Klubowi Coom IN i Firmie Transportowej ANTRANS za umożliwenie mi tego niesamowitego startu, który zapamiętam do końca życia!!

Pozdrawiam!
Piotr Surpeta

ZDJĘCIA SĄ WŁASNOŚCIĄ KRZYSZTOFA "Babola" BABISZA!!!!!!!

LINKOWNIA

Prawdopodobnie najlepsze forum motoryzacyjne w sieci


www.motorsport.go.pl

www.glogowskieauta.pl